Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam, co takiego kupiłam w minionym miesiącu. Nie jest tego wiele, nie ma żadnej kolorówki. Staram się kupować to czego potrzebuję, bo kiedyś naprawdę potrafiła zgromadzić pokaźną ilość kosmetyków, gdzie część z nich musiała trafić do kosza, bo data ważności dawno, dawno minęła, a ja przez posiadanie wielu kosmetyków, nie byłam w stanie zużywać wszystkiego. Z góry przepraszam, że nie będę podawała cen, ale nie mam do nich pamięci, a paragony wyrzuciłam :)
Balsam Dove, 400 ml-skończył mi się poprzedni, który również był z Dove, ale był do bardzo suchej skóry. Niestety w sklepie go nie było, ale był do skóry suchej :) Wcześniej nie stosowałam balsamów tej firmy, ale ciesze się, że je odkryłam. Są naprawdę świetne. Ten jak wspomniałam jest do skóry suchej, który zawiera ekstrakt z masła shea.
Krem do rąk Dove dla bardzo suchej skóry, 75 ml- zachwycona balsamami postanowiłam się skusić na krem do rąk z tej serii :) Jestem bardzo zadowolona. Świetnie nawilża dłonie, super pachnie i szybko się wchłania, czy można chcieć coś więcej? :)
Peeling myjący z Joanny, Natura, 100 ml- kiedyś używałam peelingu z tej serii o zapachu truskawek, ale pojemność tego produktu nie zachwycała, więc zrezygnowałam z jego używania i zaczęłam korzystać z peelingów o większej pojemności. Nie mogłam się zdecydować w sklepie, który kupić i wpadł mi ten, o zapachu gruszki i gdy go powąchałam, to z miejsca się zakochałam. Luuudzie jak on pięknie pachnie ;D
Krem do cery naczynkowej z Lirene, 50 ml- krem, który niestety ale u mnie się nie sprawdza. Będąc w sklepie nie znalazłam kremu z AA, o którym wspominałam w notce o ulubieńcach, więc postanowiłam, że kupię ten. Skoro żel do twarzy, który używam, Lirene jest naprawdę świetny, to stwierdziłam, że może i krem mnie zachwyci... ale niestety nie. Krem kompletnie nic nie robi. Co gorsza stwierdzam, że zamiast nawilżać to wysusza moją skórę! Po tym jak dzisiaj wstałam i zauważyłam, że moja skóra jest w gorszym stanie niż wczoraj, nie mam wyjścia i muszę kupić inny krem.
Odżywka Gliss Kur, 200 ml- same ochy i achy. Już zachwycałam się tymi odżywkami i nie zamierzam ich zmieniać na żadne inne :)
Lakier Essie w kolorze Licorice, 13,5 ml- uwielbiam czarne lakiery, ale nigdzie nie mogłam żadnego ostatnio znaleźć, serio ;D Miałam wrażenie, że gdy tylko wchodziłam do sklepu, to czarne lakiery, każdej możliwej firmy, są przede mną chowane ;D I w końcu znalazł się jeden jedyny czarny lakier. Essie postanowiła się przede mną nie chować :) Jeszcze nie miałam okazji nim malować paznokci, bo szczerze powiedziawszy, jakoś nie chce mi się malować moich pazurów. Od jakiś dwóch tygodni ani razu nie zagościł na nich żaden lakier.
Szampony Gliss Kur, 250 ml- tak samo jak odżywki lubię z tej serii szampony. Dlaczego? Sama nie wiem. Może dlatego, że przy używaniu ich nie pojawia się u mnie łupież? Bywają szampony, gdzie po kilku użyciach z mojej głowy sypie się "śnieg". W przypadku tych szamponów tego nie mam.
Maska oczyszczająca z Ziaji- lubię te maseczki. Chociaż przyznam szczerze, że ostatnio zaniedbałam moją cerę, nie pamiętam kiedy ostatni raz na mojej twarzy zagościłam maseczka. Teraz jednak postanowiłam naprawić ten błąd :) Maseczki nie są drogie, a dobre :)
Peeling drobnoziarnisty z Perfecty- tak samo jak w przypadku maseczek, to samo z peelingiem, nie pamiętam kiedy go ostatni raz robiłam. Nie będę stwierdzać, czy jest fajny czy nie, bo szczerze mówiąc, jak kupuje peeling to tylko ten, nie miałam okazji wypróbować innych.
To na tyle jeśli chodzi o zakupy. W następnej notce postaram się pokazać Wam co udało mi się zużyć w ciągu stycznia i co niestety musiałam wyrzucić do kosza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz